Instagram

środa, 23 listopada 2016

Płyn micelarny z olejkiem arganowym, Garnier Skin Naturals.

Chyba nie muszę przypominać, jak ważna jest pielęgnacja skóry. Każdego dnia nasza cera jest wystawiana na 'proby przetrwania', dlatego też szczególną uwagę zwracamy na demakijaż. Jeszcze jakiś czas temu wody micelarne nie były tak popularne jak teraz. Kilka lat temu moim płynem micelarnym był delikatny i nawilżający krem lub chusteczki nawilżające. Dzisiaj póki w drogeriach uginają się od różnych rodzajów wody micelarnej.
Chciałabym Wam opowiedzieć moje odczucia na temat płynu micelarnego z olejkiem arganowym firmy Garnier Skin Naturals.


Wedlug producenta płyn micelarnym ma za zadanie skutecznie usuwać trwały i wodoodporny makijaż. Dwufazowa formuła z olejkiem arganowym powinna usuwać każdy rodzaj makijażu , odżywiać i koić skórę. Płyn jest przeznaczony do demakijaż oczu, ust oraz całej twarzy. Polecany skórze suchej, tlustej i normalnej. Posiada właściwości oczyszczające i odświeżające. Formuła płynu jest dwufazowa, bez alkoholu oraz bez parabenów ( substancje chemiczne używane w przemyśle kosmetycznym, farmaceutycznym i spożywczym, będące konserwantami chroniącymi artykuły przed pleśnią czy drobnoustrojami).
Wytłumaczę może na początku, osobą które nie wiedzą, co to znaczy, że płyn jest dwufazowy. Otóż płyn dwufazowy, jest to płyn, który składa się z dwóch składników. W tym przypadku jest to woda micelarna oraz olej arganowy. Jak wiadomo, olej i woda separują się, olej wypływa na powierzchnię wody, ponieważ jest od niej mniej gęsty, co oznacza, że, np. 1 litr oleju waży mniej niż 1 litr wody. Olej i inne tluste substancje nie rozpuszczają się w wodzie, ponieważ są hydrofobowe ( po chłopsku, boją się wody). W momencie kiedy wstrząśniemy butelką, woda i olej się ze soba wymieszaną ale po jakimś czasie ponownie odseparuja się od siebie. 


Olej arganowy jest bogaty w niezbędne kwasy tłuszczowe oraz witaminę E, dlatego jego działanie na cerę obejmuje wszystko od walki z suchością i szorstkością, po blizny, zmarszczki, a nawet przetłuszczanie. 
Dobrze. Teraz jak już wszystko wiemy od strony teoretycznej, czas na tą najważniejszą - praktyczna. 
Bardzo długo miałam ta wodę micelarną. Pojemność butelki to 400 ml i mi średnio wystarcza na około 3-4 miesiace codziennego użytkowania. Stąd wniosek sam się nasuwa, jest bardzo wydajny. Ceny są różne. Bardzo często w UK można trafić na przeceny płynów micelarnych. Za ten płyn zaplacilam około 4 funtów, natomiast polska centa to coś w granicach 20 zł ( jeżeli się mylę, to dajcie znać). Bardzo ma ładny zapach! Faktycznie, usuwa każdy makijaż ( nawet wodoodporny) bardzo dokładnie. Po użyciu płynu pozostaje lekki film na twarzy, jakbyśmy makijaż zmywali olejami, dzięki czemu skóra nie wydaje się sciagnieta ani Sucha. Natomiast ten że film na tyle szybko się wchłania, że zaraz można uzywac, np. Kremu na noc. Niestety posiada również minusy... Na samym początku używania płynu wszystko było ok, natomiast z każdym kolejnym użyciem odczuwałam coraz to mocniejsze pieczenie oczu, jakby coś dostało się do oczu. Kiedy próbowałam oczy przepłukać zwykłą wodą było jeszcze gorzej. Niestety czasami też delikatnie podrazniał mi zewnętrzne kącik oczu. Minusem dla mnie również jest to, że olej bardzo szybko oddziela się od wody, szybciej niż inne płyny dwufazowe. 
Podsumowując. Wlasnie jestem na wykończeniu tej wody micelarnej i Niestety muszę zamienić ten płyn micelarny na coś innego. Moje oczy płaczą przy jego użyciu. Mimo iż fantastycznie pachnie, pozostasia świetnie nawilżającą warstwe na twarzy, niestety oczy są dla mnie jedną z najważniejszych części twarzy i nie chce aby cierpiały. Może kiedyś do niego wrócę, ale tylko do zmywania twarzy, omijając okolice oczu. Jednak polecam go z całego serca, ponieważ nie u wszystkich może wywołać taką reakcję jak u mnie :) 

czwartek, 17 listopada 2016

KOBO Profesjonalne Magic Corrector Mix

Za każdym razem robiąc makijaż, dążymy aby nasza cera wyglądała perfekcyjnie. Dlatego też używamy różnego typu korektorów czy kamuflażu. Dzisiaj chciałabym napisać krótki post na temat zestawu korektorów firmy KOBO.


Bardzo długo ten zestaw leżał w mojej szufladzie i jakoś nie specjalnie miałam ochotę go wypróbować. Może dlatego, że za bardzo nie wiedziałam jak. Dopiero jak poszłam do szkoły, pani zaczęła mówić o 'kolorowych korektorach' i od razu przypomniało mi się, że mam takie kółeczko, którego nigdy nie użyłam. Od tamtej pory zaczęła się z nim przygoda.



Producent na stronie pisze, że jest to niezbędny zestaw korektorów do przywrócenia kolorytu skórze. Niezastąpiony w makijażu scenicznym i fotograficznym. Ma za zadanie rozświetlać, pokrywać niedoskonałości skóry.


Korol BIAŁY - jego zadaniem jest pokrycie niewielkich niedoskonałości cery, korekta rysów twarzy. Tak szczerze mówiąc, to nigdy tego białego koloru nie używałam (prawdopodobnie nie wiedziała za bardzo w jakim celu on jest?).  Być może byłby dobry jako baza pod makijaż oka, jako rozświetlacz lub do rozjaśniania pozostałych kolorów z paletki? Macie jakieś propozycje do czego można użyć białego korektora?
Kolor ZIELONY - jego zadaniem jest zakryć pęknięte naczynka i czerwone zmiany skórne. Jak dla mnie rewelacja. Mam pęknięte naczynko na samiuskim środku nosa, a ten korektor pokrywa go w 100%. Używam również zielonego koloru, gdy wyskoczy mi jakiś nieprzyjaciel i jest baaardzo czerwony.
Kolor FIOLETOWY - ma za zadanie maskować ciemne plamy i żółte przebarwienia. Osobiscie używam go na cienie pod oczami. Po aplikacji na cienie, fiolet zachowuje sie tak jakby rozświetlił miejsce na które położyliśmy korektor. Bardzo go lubię :)
Kolor RÓŻOWY - dla szarej, zmeczonej cery, naniesiony na łuk brwiowy i skronie rozjasni spojrzenie i usunie oznaki zmęczenia. I w tym wypadku również trudno mi się wypowiedzieć, ponieważ nie miałam okazji go użyć.




Jeżeli chodzi o opakowanie, to jest ono wykonane z mało solidnego plastiku. Na odwrocie opakowania producent wyjaśnia do czego służy produkt i w jakim celu używać poszczególnych kolorów i to jest na plus. Po otwarciu kółeczka nie czuć żadnego zapachu, natomiast gdy przybliżymy je bliżej nosa, zapach niestety jest fatalny, przypomina mi zapach przeterminowanej pomadki lub malowideł dla dzieci (fuj!). Jego konsystencja też nie powala... Przeczytałam wiele opinii na temat tego kółeczka i bardzo dużo kobiet narzekało że korektor nie współgra w żaden sposób z podkladem. Ja Nakładam go pod podkład i jest w miarę ok, ale niestety nie robi szalu, ponieważ musze nałożyć dodatkowo kolejna warstwe innego korektora. Najlepiej nakładać go palcami, ponieważ pod wpływem ciepła robi się bardzo kremowy ale i za razem strasznie tłusty, przez co później bardzo trudno pracować na nim podkładem. Trudno wydobyć go pędzlem z opakowania. Najlepiej szpatułką lub tak jak już wcześniej wspomniałam, palcem mocno przyciskając lub trąc produkt. Niestety bardzo trudno go aplikować za pomocą pędzelka. Może pędzelkiem z włosia naturalnego dałoby jeszcze radę i nie zrobiłby smug, natomiast pędzelkiem z włosia syntetycznego można zapomnieć... Mimo, że wydaje się być tłusty, w moim przypadku wysuszyl mi miejsce pod oczami... Niestety do tego stopnia, że w strefie pod oczami nigdy więcej go nie użyje. W zasadzie, jest to moja wina, ponieważ ten korektor jest za ciężki i za tępy żeby używać go w okolicach pod oczami. No ale nic, człowiek uczy się całe życie :)
Podsumowując.
KOBO Profesjonalne Magic Corrector Mix traktowalabym raczej jako kamuflaż, a nie jako korektor. Uważam, że ten produkt nie jest przeznaczony dla osób, które wykonują makijaż codzienny lub nie mają styczności i pojęcia o makijażu. Jego cena to 20 zł. Jak dla mnie, mimo tego że w mojej prywatnej kosmetyczce się nie sprawdził w 100%, jest to adekwatna cena do ilości produktu i jego wydajności. Niestety trzeba umieć lub nauczyć się pracować tymi korektorami, co według mnie nie jest to takie proste. Nie polecam osoba, które dopiero zaczynają przygodę z makijażem.
Pozdrawiam
M :)

wtorek, 15 listopada 2016

Liście manuka, Ziaja - oczyszczanie skóry normalnej, tłustej i mieszanej.

Liście manuka są już od dawna znane dla osób z problematyczna skóra. Kiedy będę chciała napisać, że jest to kolejne moje pozytywne zaskoczenie tą firma, to również nie będzie to nic nowego.
Dzisiaj chciałabym Wam pokazać cos do pielęgnacji skóry, coś co uratowało moja cerę.
Ziaja wypuściła na rynek kosmetyczny serie produktów do oczyszczania skóry, LISCIE MANUKA. Słynnym produktem z tej serii jest pasta głęboko oczyszczająca, natomiast ja dzisiaj chciałabym Wam pokazać inny kosmetyk z tej serii.
Od około roku miałam problem z pojawiającymi się wypryskami na granicy żuchwy i szyi. Były to wypryski, które bardzo bolały, ktore były głęboko pod skora, których w żaden delikatny sposób nie mogłam się pozbyć. W dodatku po takich nieprzyjacielach zostawały okropne blizny. Pewnego razu, bedac w Hebe, rzucił mi się w oczy właśnie krem firmy Ziaja, Oczyszczanie skóry normalnej, tłustej i mieszanej Liście Manuka.



Zainteresowanie moje było jeszcze większe, ponieważ przypomniałam sobie o paście do oczyszczania, która w Internecie zrobiła furorę. Wrzuciłam krem do koszyka na spobowanie, tym bardziej, że zaplacilam za niego grosze ( coś około 7 zł).
Producent zapewnia nas, że jest to krem dla skóry normalnej, tłustej i mieszanej. Wysoka koncentracja substancji aktywnych. Krem ma za zadanie przyspieszać łagodzenie zmian potradzikowych. Skraca okres łagodzenia zmian i zapobiega ich ponownemu powstawaniu. Ma zmniejszać zaczerwienienia oraz podrażnienia naskorka. Powinien wyrównywać powierzchnię i koloryt skory. Może być stosowany jako uzupełnienie kuracji farmakologicznej. Przywraca naturalną równowagę i świeżość. Pozostawia skórę gladka, delikatna i swieza. Krem posiada substancje czynne gleboko oczyszczajace - ekstrakt z lisci Manuka o działaniu antybakteryjnym. Substancje aktywujący odnowę skory - regenerujący kwas glicyryzynowy oraz nnaprawczo-wygladzajaca hydroxyprolinna. Substancje czynne nawilzajaco-kojace - alantoina i prowitamina B5.


W zasadzie mogę się zgodzić w 90% z tym co pisze producent. Krem przyspieszył gojenie się wyprysków, dzięki niemu bardzo szybko goją się zmiany podskórne. Wypryski pojawiają się bardzo rzadko, jak już są to razem z miesiączką, pojedyncze, nie tak jak kiedyś po kilka na raz w jednym miejscu. Codzienne stosowanie kremu na miejsca problematyczne, daje bardzo szybki efekt. Skora faktycznie jest gładka i świeża.



Niestety nie mogę się zgodzić z producentem, że krem wyrównuje koloryt skóry. Tzn faktycznie tak jest, ale tylko w wypadku świeżo powstałych wyprysków, kiedy są one czerwone. Natomiast blizny po wypryskach dalej zostają. To jest jedyne co mogę zarzucić temu kremowi. Zapach kremu przypomina mi Zapach maści na bolące plecy, natomiast nie jest on na tyle intensywny żeby przeszkadzał, czy był wyczuwalny po aplikacji. Konsystencja jest bardziej w kierunku lejacym, dzięki czemu krem wystarcza na długo, mimo małej pojemności (15 ml), bardzo szybko się wchłania i nie zostawia filmu.
Krótko mówiąc, póki co, jest to mój nr 1 na dzień dzisiejszy! Polecam każdemu kto boryka się z takim problemem jak ja. U mnie zadziałał rewelacyjnie i nie musiałam dlugo czekać na efekty. Na pewno zakupie kolejne opakowanie! Fakt, jest to małe opakowanie, ale jak za tą cenę, za takie efekty i wydajność uwazam, że 7 zł to nie majątek 😊
Pozdrawiam
M

sobota, 12 listopada 2016

WHAT A SPICE! czyli najnowsza paleta cieni firmy INGLOT.


Od dawien dawna szukalam palety, ktora posiada borda, piekne brazy, czerwienie czy brudne roze. Jako posiadaczka zielonej teczowki oka, wiem, ze takie kolory najlepiej podreslaja kolor zielony. Zalezalo mi na tym, aby wszystkie kolory znajdowaly sie w jednej palecie, zeby nie trzeba bylo nosic wszystkich pojedynczych cieni.  Tym bardziej, ze za oknem mamy w tym roku przepiekna jesien, az sie prosi aby wykonac makijaz kolorystycznie podobny do 'dywanu', ktory zafundowaly nam liscie :) Az tu nagle.... pojawia sie przepiekna paleta Inglot, ktora od razu przypada mi kolorystycznie do gustu.
Panie i Panowie, przedstawiam tym, ktorzy jeszcze nie mieli przyjemnosci jej poznac, oto ona!




Zacznijmy od tego, ze paleta sklada sie z dziesieciu (w 100%) matowych cieni. Cienie sa bardzo dobrze napigmentowane, dzieki czemu nie musimy sie martwic o jakosc wykonanego makijazu. Cienie nie robia plam, nie znikaja na powiece, nie traca intensywnosci w ciagu dnia, pieknie nakladaja sie na siebie, nie najgorzej sie blenduja( ale niestety nie sa to cienie jak 'maslo'), sa bardzo wydajne ( uzywam ich okolo dwoch miesiecy i zuzycie jest praktycznie znikome). Jezeli chodzi o konststencje cieni, jak na matowe cienie sa dosc 'suche', delikatnie moga sie obsypac. Niestety trzeba uwazac przy wykonywanym dziennym makijazu, poniewaz bardzo latwo zrobic makijaz wieczorowy. Dlatego, tez kiedy uzywam cieni do dziennego makijazu nadmiar cienia strzepuje z pedzla, lub delikatnie sciagam na dloni.



 Z ta paleta moga sie nie polubic osoby, ktore lubia makijaz no makeup. Zdecydowanie polecam osoba, ktore posiadaja kolor teczowki niebieski lub zielony!
Niestety cienie nie sa tak bardzo intensywne jak na bazie lub korektorze.
Jedyne co mi brakuje w tej palecie, to jednego bezowego cienia, ktory moglby stanowic jako podstawe makijazu oka.
Ponizej wrzucam swatche (od razu przepraszam, za swiatlo):


Numery cieni od lewej strony:
296, 297, 298, 299, 300


Numery cieni od lewej strony:
301, 302, 303, 304, 305

Warto wspomniec, ze cena jednego cienia wynosi 15 zl, natomiast w UK okolo 5 funtow! Takze moi drodzy mieszkancy Wielkiej Brytanii, jezeli chcecie miec w posiadaniu jakikolwiek cien lub kosmetyk z Inglota, warto troche poczekac z przesylka i zamowic z Polski.
Tradycyjnie, Inglot proponuje nam FREEDOM SYSTEM, czyli palete magnetyczna, do ktorej idealnie pasuje 10 cieni z nowej kolecji. Taka paleta to dodatkowy koszt 24 zl, tak wiec latwo obliczyc, koszt calej palety cieni plus freedom system to 174 zl.
Podsumowujac. Poki co, jest to moja z jednych faworytow jesiennych/wieczorowych palet w macie. Uwielbiam ja i serdecznie polecam z calego serca fankom make up'u jak i fankom Inglota :) Cena calej palety jest spora, ale pamietajmy, ze mozna kupic pojedyncze cienie :)

środa, 2 listopada 2016

Baza pod makijaz BENEFIT The POREfessional

Hejo! :)

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o jednej z baz pod makijaż. Każda z nas dąży do jak najbardziej perfekcyjnego makijażu. Do tego, aby makijaż był jak najdłużej trwały, niezależnie czy jest to makijaż dzienny czy wieczorowy, używa się różnych kosmetyków. Oczywiście, pomijając to, że należy jak najlepiej dbać o naszą cerę (mam tu na myśli regularne złuszczanie naskórka, używanie odpowiednich kosmetyków pielęgnacyjnych, przywracających naturalne pH skóry oraz odpowiednie nawilżenie), aby kosmetyki wyglądały na niej idealnie, warto wspomnieć że istnieje coś takiego jak baza.
Zacznijmy może od tego, po co nakładamy bazę pod podkład?
Baza, którą nakładamy pod podkład, ma za zadanie przede wszystkim UJEDNOLICIĆ CERĘ, przedłużyć trwałość makijażu, niektóre bazy korygują koloryt cery, często jednak wyrównują powierzchnię skóry oraz ją matowią. Często bywa tak, że baza pod podkład jest zbędnym kosmetykiem. Tutaj warto samemu przetestować bazy. Warto pamiętać, że im więcej nałożymy bazy na twarz, tym mniej będzie trwały makijaż! Ciekawostką również może być to, że bazą pod podkład może być zwykły krem nawilżający, nie koniecznie typowa baza.
Firma BENEFIT wypuściła na rynek bazę pod makijaż The POREfessional zmniejszająca widoczność porów.


Zacznijmy może od tego co producent pisze na temat tego kosmetyku. Przede wszystkim baza jest polecana dla tych osób, które maja widoczne pory, tak więc baza ma zwężać widoczne pory i drobne zmarszczki. Kosmetyk ten, jak na bazę przystało, ma zwiększać trwałość makijażu. Półprzezroczysta formuła zawiera pochodną witaminy E.
Kupiłam bazę w szkockim Boots za niecałe 10 funtów. Mała pojemność, bo tylko 7.5 ml. Zacznę może najpierw od minusów. W zasadzie jak dla mnie minus jest tylko jeden, CENA! Cena jest przerażająca! Za pełnowymiarowy kosmetyk( tj. za 22 ml) zapłacimy aż 24,50 funta! Dlatego też zdecydowałam się na mniejszą pojemność, w razie gdybym była rozczarowana kosmetykiem.


Uwielbiam ten produkt! Ma bardzo przyjemny zapach i konsystencję. Po nałożeniu bazy w strefie T (skora tlusta w moim wypadku), mam wrażenie jakbym nałożyła delikatny silikon. Nie ściąga skóry i co jest jest najlepsze, faktycznie zwęża pory i delikatnie wygładza zmarszczki ( moje utrapienie w okolicy pod oczami)! Podkład fantastycznie się 'trzyma' bazy. Nie używam jej do codziennego makijażu, ponieważ sylikonowe wykończenie bazy mogłoby zapchać pory, ale na 'wielkie' wyjścia robi całą robotę. W moim wypadku nie wysusza skóry, delikatnie ujednolica kolor skóry. Uważam, że jest bardzo wydajny. Większość tego typu baz, przez to że ma silikon w składzie, powoduje 'ślizganie się' makijażu, niektóre podkłady wręcz nie osiadają na twarzy. Ta baza jest zupełnie inna. Pomimo właściwości wygładzających, po chwili wysycha na twarzy i co równie istotne nie roluje się pod palcami.
I teraz największy hit tej bazy! Postanowiłam spróbować ją na powiekach. I wiecie co...? Jest REWELACYJNA! Kolory cieni ją przepiękne, wyraziste, głębokie... mogłabym tak długo! U mnie na powiekach sprawdza się idealnie! :)

Podsumowując. Baza pod makijaż The POREfessional polecam każdemu kto ma problemy z widocznymi porami czy zmarszczkami. Jak u mnie, sprawdziła się idealnie na twarzy jaki i na powiekach i wiem, że będę jej używać bardzo często. Jedynymi minusem jest jej cena... Ale uważam, że warto zaopatrzyć się w coś, co ułatwia i poprawia jakość makijażu! :)